Przygoda na rzece Mekong
O przygodzie na rzece Mekong i dopłynięciu łodzią do Luang Prabang myśleliśmy już od dawna. Nie mogliśmy się doczekać, to miała być wspaniała przygoda.
Po opuszczeniu Tajlandii znaleźliśmy się w Laosie. Zaplanowaliśmy jedną noc w przygranicznym mieście Huaxay, gdzie następnego dnia mieliśmy ruszyć w dwudniowy rejs rzeką Mekong do Luang Prabang. Nasze pierwsze wrażenia zdały się potwierdzać utarte opinie o tym kraju i jego mieszkańcach.
Leniwi laotańczycy
W sklepach nie ma cen, o każdy produkt należy pytać sprzedawcę ile kosztuje. Ten podaje ją jak z kapelusza, oceniając zamożność pytającego. W jednym sklepie za ten sam produkt sprzedawca co chwile podawał nam inną cenę. Noclegi są dużo tańsze niż w Tajlandii, jednak jedzenie już nie. Nie jest ani tak samo dobre, ani tak tanie. W sklepach, czy na bazarach widać często, jak sprzedawca zamiast czekać na klienta, po prostu leży sobie w hamaku, lub na śpi na łóżku. Wielkim szczytem lenistwa była jedna z sytuacji w lokalnej domowej knajpce. Kiedy czekaliśmy na posiłek, który przygotowywała Pani domu, nagle z piętra zszedł jej mąż. Ładnie się uśmiechnął, przywitał z nami i zasiadł spokojnie przed telewizorem. W tej samej chwili, jego żona zaczęła mu usługiwać. Najpierw zapytała czego się napije, po czym zrobiła herbatę i podała do jego małego stolika. Chwilę potem Pan rozprostował kości, wyciągnął nogi, skinął na żonę, a ta przybiegła i rozpoczęła zakładać mu skarpety. Następnie przyniosła banany, którymi ów “zmęczony” mąż postanowił nas poczęstować. Nie miał jednak ochoty nam ich podać, zawołał żonę, żeby oderwała kilka bananów i podarowała nam. Wyglądało to wszystko bardzo komicznie, mamy jednak nadzieję, że takie zachowanie nie było laotańską normą, a jednak odosobnionym przypadkiem. Telewizora nie włączył, zapewne nie chciało mu się sięgnąć po pilota…
Co na łodzi do luang prabang
Kolejnego ranka gotowi na przygodę ochoczo ruszyliśmy do portu. W transporcie poznaliśmy parę Polaków, którzy podobnie jak my wybrali się w podróż życia. W porcie czekało już kilka łódek, w tym nasza. Po wejściu na łódkę, wszystkie bagaże zostały schowane pod podkładem. My zasiedliśmy na wcześniej przydzielonych miejscach. Na łodzi można wyodrębnić kilka rodzajów miejsc. Na samym przodzie znajdują się miejsca z najlepszym widokiem. Mają jednak ten minus, że strasznie wieje i może być zimno. Dalej niżej na pokładzie znajdują się drewniane siedzenia z poduszkami. Tuż za nimi znajdują się samochodowe fotele, na których przyszło nam siedzieć dwa dni. Dalej znajdują się tylne miejsca tuż przy toalecie oraz małym sklepiku. Na końcu łodzi jest specjalne miejsce, gdzie Tubylcy bez przypisanych miejsc, siedzą, leżą i czekają, aż łódź dopłynie do ich wioski.
widoki w podróży
Podróż łodzią to niesamowite przeżycie. Mimo, że krajobraz co jakiś czas ulegał zmianie, to jednak z każdej strony otaczał nas niesamowity Mekong. Wielka rzeka przepływająca przez Chiny, Myanmę, Tajlandię, Laos, Kambodżę i Wietnam. Coś wspaniałego.
życie na łodzi
Życie na łodzi toczyło się swoim rytmem. Ludzi wypoczywali, podziwiali krajobrazy, jedli, pili, czytali książki i zawierali nowe znajomości. Tak też było i z nami — wszystkiego po trochu. Na statku poznaliśmy kilka osób, jedną z nich był Austriak, który śpiewał nam piosenki Jonh’a Denver — kto zna, wie o czym piszemy.
Podróżowanie łodzią po Mekongu w nocy jest bardzo niebezpieczne. Dlatego też wieczorem zawitaliśmy do portu — Pak Beng, gdzie miło spędziliśmy wieczór z Polakami — Marcinem i Moniką. Zachód słońca nad Mekongiem wygląda bajecznie, zobaczcie sami na poniższym zdjęciu.
Następnego dnia, zaopatrzeni w prowiant ruszyliśmy zająć miejsca na łodzi. Tym razem miejsca nie były już numerowane, każdy siadał gdzie chciał.
piękna zabawa
W drugim dniu podróży do bawiącego się Kacpra podeszła dwójka laotańskich dzieci. Na początku przystanęli, a potem zaczęli się z nim bawić. Widać było, że chyba pierwszy raz w życiu dotykają klocków lego. Chłopczyk nie potrafił złożyć dwóch klocków, autkiem natomiast umiał bawić się bardzo dobrze. Była to dobra szkoła dla naszych pociech, mogliśmy po raz kolejny pokazać im, jak świat jest różny i jakie to szczęście dla nas, że urodziliśmy się w Polsce. Każdemu z nich daliśmy po batonie. Szybko je schowali i bawili się dalej.
prawdziwe życie
Podczas podróży co jakiś czas podpływaliśmy do lądu, aby zabrać nowych ludzi i pozwolić opuścić pokład innym mieszkańcom. Bardzo lubiliśmy te postoje. Zawsze wiele osób z wioski przychodziło zobaczyć łódź, przywitać rodzinę, odebrać towary i pomachać podróżnym. Najbardziej lubimy dzieci, które z uśmiechem witały nas na każdym przystanku. Na ich twarzach było widać radość. Potrafiły bawić się wszystkim co miały dookoła siebie. Naprawdę niewiele było potrzeba, aby na ich twarzach zagościł uśmiech.
Mijały godziny i powoli zbliżaliśmy się do portu docelowego położonego na północ od Luang Prabang. To był koniec naszej podróży, jakże innej od wszystkich podczas naszej wędrówki. Kto wie, co jeszcze przed nami.