Opuściliśmy Australie na spotkanie zupełnie innego świata. Zajęło nam to aż 21h z przesiadką w Singapurze. Wyjazd do Azji, to nasz ostatni etap podróży dookoła świata. Zaplanowaliśmy tutaj niecałe 4mc‑e. Wiemy, że to trochę mało, ale nie można mieć wszystkiego. Łezka w oku się kreci na myśl, że już tak niewiele pozostało do powrotu do Polski.
Bangkok przywitał nas nocą. Po odebraniu bagaży ruszyliśmy do kolejki czekającej na Taxi, które miało zawieźć nas do hostelu w jednej z najbardziej imprezowych turystycznie ulic — Khao San. Kierowca taksówki po włączeniu taksometru rozpoczął jazdę. Po godzince byliśmy już na miejscu. W drodze musieliśmy opłacić jeszcze drogi płatne. Bangkok nocą wygląda bardzo interesująco — wszędzie mnóstwo świateł. Mamy wrażenie i chyba mamy rację, że to miasto nigdy nie zasypia. Po dojechaniu do naszej ulicy, nie trzeba było patrzeć na mapę — jesteśmy już blisko. Gwar i wszechobecny hałas dawał o sobie znać ze wszystkich stron. Mnóstwo ludzi wokół nas coś zajadało, coś piło, a jeszcze inni odpoczywali z piwem lub telefonem podczas sesji tajskiego masażu. Witaj Tajlandio!!
Na ulicy Khao San można usłyszeć wiele języków świata — polski również i to nawet bardzo często. Tajlandia jest jednym z tych kierunków, gdzie Polaków można spotkać chyba wszędzie. My nie dołączyliśmy do imprezy, poszliśmy po prostu spać.
Z samego rana wstaliśmy i udaliśmy się smakować ulicznych specjałów oraz podziwiać piękną architekturę Tajów. Budda otaczał nas z każdej strony, tak samo jak tysiące turystów. W niektórych miejscach było ich (nas 🙂 ) tak wielu, że trudnością było czerpanie przyjemności ze zwiedzania. Mimo wszystko byliśmy zadowoleni, choć trochę zmęczeni.
Dzieciom też czasem zmęczenie odzywało się podczas wędrówek. Ważne, że czasami mogli się troszkę pobawić 🙂
Oprócz starego, jakże interesującego Bangkoku, zawitaliśmy również w jego nowszej części. Tutaj można było zauważyć, jak różne jest to miasto. Wspaniałe, bogate galerie handlowe pokazują zupełnie inne oblicze tego miasta. Wchodząc do takiego centrum, aż trudno uwierzyć, że kilka ulic dalej ludzie żyją zupełnie inaczej. Tutaj nawet ceny są europejskie. Mimo, że w Bangkoku z komunikacją jest coraz lepiej, to wciąż można zauważyć gigantyczne korki.
W Bangkoku chyba najbardziej lubimy wszechobecną rzekę Menam wraz z jej kanałami. Jaka to przyjemność popływać łodzią i pooglądać Bangkok z zupełnie innej perspektywy, również nocą.
W Bangkoku można popróbować chyba wszystkiego. Co chwila zatrzymywaliśmy się i próbowaliśmy nowych smaków. Zawsze staramy się jeść na ulicy. Często lubimy nawiązywać miły kontakt z właścicielami budek z jedzeniem, mimo, iż język bywa dużym problemem. Wtedy zawsze pomaga uśmiech 🙂 W Tajlandii dostajemy do posiłku łyżkę i widelec, którym nakładamy jedzenie na łyżkę. Jedzenie jemy łyżką. Czasami można dostać również pałeczki.
Z miejsc, które naprawdę trzeba odwiedzić musimy polecić Chinatown. Jest po prostu olbrzymie — chyba największe w którym byliśmy. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie — nawet z dzieciakami.
Co chwila ktoś nas zaczepia i chce głaskać Kacpra. Jest najmłodszy z naszej czwórki — ma zaledwie pięć lat. Dobrze, że dzięki strasznie pogodnemu usposobieniu po prostu daje się lubić. W jednej z knajp udało nam się również nawiązać ciekawy kontakt z tajskim żołnierzem.
Jak to bywa podczas naszej podróży zaliczyliśmy kolejną wizytę u fryzjera. Tym razem Dominika i Kacper korzystali z lokalnych usług. Koszt cięcia dla ich obu to około 40zł.