W naszej podróży po USA nie mogliśmy obejść się bez przejechania trasy Route 66. Wiedzieliśmy, że chcemy ją zobaczyć, poczuć i dotknąć. Nie całą, ale jakiś większy fragment — to przecież kawałek bardzo ciekawej historii Stanów Zjednoczonych Ameryki. Kiedy nadchodził czas opuszczania nowego Meksyku po wizycie w Santa Fe zdecydowaliśmy, że to jest właśnie ten właściwy moment. Wystartowaliśmy z samego rana z Albuquerque i całą trasę jechaliśmy aż do miejscowości Williams, czyli około 400 mil. Po drodze udało nam się zobaczyć wiele pozostałości z czasów, kiedy to trasą Route 66 przejeżdżali podróżnicy, łowcy przygód, marzyciele, a nawet przestępcy.
Trasę Route 66 polecamy każdemu, kto chciały poczuć choć trochę atmosferę tamtych dni. Ważne jest jednak, aby przygotować się do tego odpowiednio wcześnie. Dzisiaj droga 66 została zastąpiona na wielu odcinkach autostradami i nie zawsze można podążać jej szlakiem.
Podczas naszej podróży jesteśmy bardzo elastyczni. Możemy zmieniać nasz plan podróży z dnia na dzień. Takie podejście pozwala nam wykorzystywać sytuacje, które w przypadku sztywnego planu byłyby niemożliwe…
Vancouver Naszą przygodę z Kanadą rozpoczęliśmy w Vancouver. Miasto urzekło nas swoją bliskością z naturą. Morze i góry w zasięgu ręki, a zimą stoki narciarskie. W samym centrum…
Po 4 miesiącach podróży po Ameryce Łacińskiej dotarliśmy do Stanów Zjednoczonych. Wiedzieliśmy, że zacznie się dla nas nowy etap podróży. Wypożyczyliśmy auto, bo tak najtaniej i najprościej podróżować po USA. Już po kilku dniach odczuliśmy jak dwa różne światy przemierzamy.W Ameryce Południowej każdego dnia poznawaliśmy mnóstwo ludzi dzięki transportowi publicznemu, a tu jak sardynki w puszce przemierzamy kraj sami. Próbujemy co jakiś czas wpadać do amerykańskich rodzin żeby chociaż przez chwilę poczuć klimat — bez tego nasza podróż na tym kontynencie nie miałaby “duszy”.
Wszyscy jeżdżą autami, na ulicach często pustki. To co jeszcze przykuło naszą uwagę to ich wielka potrzeba przestrzeni. W sklepie mimo że jest dużo miejsca żeby nas ominąć słyszymy przepraszam, proszę się przesunąć. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Po tygodniu nie robiło to już na nas wrażenia. Wpadamy od czasu do czasu do marketu żeby uzupełnić bagażnik w prowiant potrzebny w górach. Noce spędzamy na campingach. Zobaczyliśmy juz trzy parki narodowe Sekwoja i Yosemite i Redwood.
Stojąc przy Sekwojach czuliśmy się jak krasnale, drzewasą naprawdę duże, ciekawostką jest to, że potrzebują pożarów żeby rosnąć. Co roku więc strażacy gaszą palące się lasy. W Yosemite nie udało nam się zobaczyć wszystkiego właśnie przez pożary.
Przyroda na zachodniej części USA jest wspaniała. Dzieci rozkoszują się z nami, dzielnie maszerując każdego dnia. W Yosemite wyruszyliśmy na specjalny szlak w poszukiwaniu misiów — wszyscy byli bardzo cicho przez cały czas. Czekaliśmy, czekaliśmy i nic. Mamy nadzieję, że uda nam się jeszcze zobaczyć misie — w Kanadzie lub USA.
W parkach można porozmawiać z Rangerami — służą pomocą, przygotowują wyjścia edukacyjne na szlaki. Organizująteż programy o różnej tematyce związanej z parkami w różnych godzinach w ciągu dnia. Udało nam się być na opowiadaniu o niedźwiedziach oraz byliśmy na ognisku podczas którego opowiadano o historii parku i śpiewano piosenki. Przeszliśmy także jedną edukacyjnątrasę wraz z Rangerem.
Przez misie Dominika nie spała przez pierwsze 2 noce w parku, czekała czy przyjdą. Prawda jest jednak taka, że misie słychać tylko wtedy, gdy na coś staną. Problem pojawia się, gdy nie zabezpieczy się jedzenia w odpowiedni sposób — należy przede wszystkim schować jedzenie do bear box’a — nawet puszki. W przeciwnym wypadku może być już naprawdę niebezpiecznie. W przypadku kiedy miś dostanie się do jedzenia i zaczyna robić szkoda, często ochrona parku zmuszona jest zabić zwierzę.
Udało nam się również odwiedzić trzy miasta w drodze do Kanady — Los Angeles, San Francisco oraz Seattle. W San Francisco przeszliśmy cały most — podobno każdy kto chce być nazawsze z drugąosobą musi przejść cały most….
Nasze jedzenie w porównaniu do Ameryki Południowej jest bardzo ubogie, a tamte smaki ciężkie do odkrycia tutaj. Udało nam się jednak kupić chleb w San Francisco za 3,5 dolara. Smakował jak polski. Po 4 miesiącach ugotowaliśmy też rosół i zrobiliśmy kluski śląskie pycha….
W drodze do Kanady zatrzymaliśmy się w Redwood National Park. Byliśmy tam dość krótko — 2 godziny, gdyż pogoda nie sprzyjała na długie wędrówki. Przeszliśmy trasę z Rangerem i dowiedzieliśmy się mnóstwo ciekawych informacji o tych drzewach. Było bardzo magicznie z racji klimatu, a zieleń która nas otaczała urzekła nas bardzo. Piękny park — polecamy!
Meksyk był naszym pierwszym państwem z którego wysłaliśmy paczkę z podróży. Musieliśmy to zrobić głównie po to, aby jeszcze bardziej odchudzić nasz bagaż. Podróżuj lekko, to nasze motto…
To miała być dłuższa podróż. Przejechanie z Tulum do Gwatemali nie jest krótkie — trzeba spędzić sporo czasu w autobusach, mimo, że odległość nie jest aż taka wielka.…
Jukatan był dokładnie taki jak przewidywaliśmy — drogi i mega turystyczny. Gdyby nie kilka miejsc które chcieliśmy odwiedzić chyba nie zapuścilibyśmy się w te rejony. Na Jukatanie spędziliśmy dziewięć dni. Przez ten czas byliśmy w miejscach magicznych i niesamowitych, chociaż czasami czuliśmy się jak na Krupówkach.
Cancun
Nasze wojaże rozpoczęliśmy od Cancun, miejsca do którego przyjeżdżają tysiące turystów z całego świata. Plaże, które można tam spotkać są naprawdę niesamowite, chociaż śmiało moglibyśmy podać przykłady, które biją na głowę tutejszy błękit Morza Karaibskiego. Spędziliśmy na plaży poranek i wieczór danego dnia i było to w zupełności wystarczające.
W Cancun gdyby nie ich malutkie lokalne centrum, które udało nam się odnaleźć nigdy nie poczulibyśmy ani grama meksykańskiego klimatu. Doskonałe lokalne jedzenie i bardzo mało — zaledwie garstka turystów. Mamy nadzieję, że prawdziwy Meksyk uda nam się jeszcze odnaleźć — szczególnie w stolicy i na południu kraju.
Chitzen Itza I Valladolin
Do Chitzen Itza dotarliśmy z Valladolin — miejscowości położonej zaledwie 40min drogi od naszego pierwszego miasta Majów.
Miasto jest dość małe, ale bardzo spokojne i sympatyczne. Dobrą kuchnię znaleźliśmy na samym końcu pawilonu znajdującego się tuż obok centralnego parku. Szef kuchni i właściciel niebywale dobrze znał się na tym co robi. Poniżej kilka zdjęć z jego dzieł. Dzieci były zadowolone — zarówno pierwsze, jak i drugie danie bardzo im smakowało.
Chitzen Itza powitaliśmy z samego rana jako jedni z pierwszych. Byliśmy przy tym bardzo głodni — rano w Valladolin nie mogliśmy nic kupić, gdyż wszystkie sklepy były pozamykane. Za nasz głód i brak prowiantu zapłaciliśmy bardzo słono. Wszystko było strasznie drogie — spróbujcie sobie wyobrazić, że dla przykładu za samo zostawienie bagażu (2szt) zapłaciliśmy 200 peso, czyli jakieś 45zł….
Same miasto Majów naprawdę zrobiło na nas olbrzymie wrażenie, a samą ich kulturę będziemy chcieli jeszcze bardziej zgłębić. To co ujmuje uroku temu miejscu to olbrzymie ilości turystów oraz dziesiątki kramów z pamiątkami rozłożonymi na każdej ścieżce. Oliwka podczas naszej rozmowy z jednym ze sprzedawców dostała od niego kalendarz Majów wraz z wyjaśnionym systemem liczbowym (20).
Cały kompleks to wspaniała historia, wiele jednak zostało jeszcze do wyjaśnienia. Jedną z ciekawostek dotyczących Majów jest fakt, iż grali oni w piłkę. Nie była to piłka nożna — do gry używali jedynie bioder i górnej części ud. Na pewno ciekawym doświadczeniem jest zobaczenie na własne oczy “schodzącego smoka”, ale ten fenomen można zobaczyć tylko w określonym czasie.
Cozumel
O tej wyspie, która słynie z przepięknej rafy koralowej napisaliśmy już tutaj. Mamy nadzieję, że uda nam się tam jeszcze trafić, bo rafa na Cozumelu jest naprawdę niesamowita, a nam zostało jeszcze wiele do odkrycia.
Tulum I Majowie
Do Tulum dotarliśmy wprost z Cozumela. Było dość późno i znalezienie noclegu zajęło nam trochę czasu. Ostatecznie spaliśmy w całkiem nowym hostelu w dormitorium. Kacper był bardzo zadowolony, gdyż nad naszymi głowami chodziła różowa jaszczurka. Była z nami przez cały czas — mamy nadzieję, że tęskni za nim tak jak on…
W Tulum odwiedziliśmy portowe miasto Majów. Mimo, że było bardzo małe wywarło na nas duże wrażenie. Jakie to musiało być niesamowite i zastanawiające, kiedy to Hiszpanie podpływając do miasta zobaczyli fort, który miał tylko trzy mury obronne — z tyłu i po bokach. Żadnej obrony od strony morza. Co więcej jego położenie w błękicie morza przy pięknej plaży musiało być dla nich niesamowite.
Cenoty — nowe i piękne doświadczenie
To było nasze kolejne ciekawe doświadczenie na Jukatanie. Pływanie w cenocie to często pływanie w zalanej wodą jaskini. Wyobraźcie sobie, że zalewaciewodą jaskinię i zaczynacie tam pływać. Taka woda tutaj na Jukatanie w cenotach jest wyjątkowo czysta i błękitna. Doskonale widać tutaj nie tylko formacje skalne, ale również rybki i dno, które czasami jest naprawdę głęboko. Oliwce bardzo się podobało, jednak było tam dla niej trochę za zimno. Kacper natomiast w wodzie wytrzymał jedynie chwilkę.