To miała być dłuższa podróż. Przejechanie z Tulum do Gwatemali nie jest krótkie — trzeba spędzić sporo czasu w autobusach, mimo, że odległość nie jest aż taka wielka.
Podróż rozpoczęliśmy w nocy udając się z Tulum, aż do granicy z Belize. Tam następnego dnia ruszyliśmy bezpośrednio do Gwatemali — Flores. Okazało się, że jesteśmy jedynymi chętnymi na przebycie tej trasy. W związku z tym nasz super busik był cały dla nas — prywatna taksówka!!
Tak było na początku:
Później jednak okazało się, że dosiadło się jeszcze kilka osób i trochę towarów. Na granicy z Belize zostaliśmy poinformowani, że musimy zapłacić za lądowe opuszczenie Meksyku. Nie byliśmy pewni, czy jest to aby na pewno prawda, więc po rozmowie z lokalnymi okazało się, że trzeba. Musieliśmy trochę ponegocjować z pogranicznikami, aby zgodzili się nie pobierać opłaty za dzieciaki.
W Belize — malutkim kraju wciśniętym pomiędzy Gwatemalę, a Meksyk udało nam się poprzyglądać trochę lokalnej ludności, ich życia i ich otoczenia.
Państwo to gdzie w jako jedynym mówi się po angielsku w Ameryce Środkowej, jest znane przede wszystkim ze swojej rafy koralowej oraz z wysokich cen. To właśnie one spowodowały, że tym razem podarowaliśmy sobie nurkowanie w tym rejonie. Udało nam się natomiast napić kawę z 26 letniego “ekspresu” Nescafe do kawy rozpuszczalnej. Ciekawe wrażenie, a maszyna jest na dzień dzisiejszy historią jednej ze stacji benzynowych, gdzie zajmuje swoje zacne miejsce od początku istnienia firmy. W rozmowie z jednym z pracowników stacji dowiedzieliśmy się, iż pamięta ona całą historię tego miejsca — zmieniało się tam wiele, ale ona pozostałą — sentyment właściciela pozostał.
Guatemala powitała nas deszczem. W końcu jesteśmy tutaj całkowicie poza sezonem. Widoki tuż za granicą zmieniły się nie do poznania. Skończyły się niziny i zaczęliśmy podziwiać piękną roślinność.
Dla naszych dzieciaków przejazd ten był dość męczący — całość trwała od Tulum w Meksyku 23:50 do Gwatemali następnego dnia do godziny 16. Jak zwykle dali radę — jesteśmy z nich dumni!