Zawędrowaliśmy prawie na samą północ Tajlandii, do miejsca gdzie nie tylko można porozmawiać z członkami plemienia Akha, ale również w spokoju napić się lokalnej herbaty Oolong z prawdziwymi Chińczykami oraz skosztować doskonałej kawy Arabiki z widokiem na wspaniałe wzgórza.
Może to wydawać się trochę dziwne, ale tak, istnieje takie miejsce w Tajlandii, gdzie łatwiej dostać menu chińskie, niż tajskie. Takim miejscem jest Mae Salong i jego okolice. Pierwsi Chińczycy, którzy tu przybyli byli członkami 93 dywizjonu chińskiej armii narodowej, która uciekała przed chińskim komunizmem. Na początku produkujący opium, później za namową rządu tajskiego rozpoczęli uprawę grzybów oraz herbaty ulung.
Dotarcie do Mae Salong z Chiang Dao zajęło nam ponad pięć godzin. Najpierw bus, a potem dwie lokalne taksówki zwane “Songthaew”. Trochę zmęczeni, ale zadowoleni wyszliśmy na ostatniej stacji i czym prędzej poszukaliśmy noclegu.
Od razu widać było, że jest tu jakoś inaczej. Wszędzie pełno Chińczyków, menu w barach chińskie, herbata chińska — prawie wszystko chińskie 🙂 Nie było wyjścia, trzeba było skosztować chińskiej kuchni. Wybraliśmy to czego nigdy wcześniej nie jedliśmy — dwie nowe zupki oraz jakiś mix z tofu. Zupy były bardzo smaczne, tofu również.
Po jedzeniu udaliśmy się na herbacianą ucztę. W całej miejscowości znajduje się wiele sklepików, gdzie można zakupić przeróżne herbaty oraz artykuły związane z tym bajecznym napojem. Najczęściej do spróbowanie czy też zakupu dostaniemy tutaj herbatę Oolong z której to znana jest tutejsza okolica. Próbowaliśmy i zachwycaliśmy się, Oolong była doskonała.
Oprócz herbaty Oolong, można tutaj napić się jeszcze jednego wspaniałego napoju — kawy. Na okolicznych wzgórzach rośnie wiele arabiki, której smak jest naprawdę świetny. Uprawa kawy dostarcza lokalnym mieszkańcom — głównie tym z plemienia Akha dostateczny dochód.
Aby jednak dojść do źródeł herbaty oraz kawy, postanowiliśmy wybrać się na spokojny 10km trekking przez wzgórza i wioski, aby zobaczyć uprawę herbaty, kawy oraz spotkać mieszkańców plemienia Akha. By opuścić miasteczko, musieliśmy przejść obok szkoły. Dzieci akurat miały przerwę w tym czasie, więc nasza obecność szybko przykuła ich uwagę. Co chwilę próbowały nas zagadywać, śmiejąc się przy tym niebywale. Po kilku kilometrach doszliśmy do wioski plemienia Akha. W wiosce ludzie mieszkają bardzo skromnie. W większości w domach zbudowanych na balach, gdzie ściany zrobione są z bambusów. Produkują tutaj miotły, suszą różne ziarna oraz zbierają, selekcjonują i suszą kawę. Jest to ich główne zajęcie i z naszej rozmowy wynikało, że najbardziej dochodowe.
Na podwórkach i wokół nich wszędzie chodziły kurczaki.
Ciekawostką był fakt, iż mimo, że ich domy były naprawdę skromne, to garaże już zupełnie nie. W większości z nich stały porządne suvy, jak ten na poniższym zdjęciu.
Po opuszczeniu wioski, gdzie z mieszkańcami spędziliśmy około jednej godziny udaliśmy się w stronę lokalnej kawiarenki, gdzie podziwiając wzgórza porośnięte kawą i herbatą, mogliśmy rozkoszować się wspaniałą Arabiką.
Po kawie ruszyliśmy w stronę ostatniego punktu naszego trekkingu — do herbacianych tarasów. Było naprawdę warto, bo po około 5km, naszym oczom ukazały się pokazowe tarasy herbaciane, które w stosunku do tych wcześniejszych były wyjątkowo ładnie zadbane. Nie mogliśmy nacieszyć oczu.
Popróbowaliśmy herbatę i ‘na stopa’ wróciliśmy do Mae Salong. Wspaniały dzień, wiele wrażeń i jeszcze więcej smaków. Cały trekking był bardzo dobry, a dzień zaliczamy do niezwykle udanych.
Galeria zdjęć już niebawem.