Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia…
Książki i podróże to dwie rzeczy na które wydajemy pieniądze i stajemy się bogatsi.I tak właśnie jest z nami.…
Naszą podróż planowaliśmy kilka lat. Był to czas licznych wyrzeczeń i wielu przygotowań. W 2017 roku wyruszyliśmy spełniać nasze marzenie. Spędziliśmy 366 dni poza domem. Razem z naszymi dziećmi odkrywaliśmy odległe zakątki naszej planety, objeżdżając świat dookoła. Było to dla nas nie lada wyzwanie. Spędziliśmy niezliczone godziny w lokalnych autobusach, przeszliśmy na nogach setki kilometrów, czasami oka nie zmrużyliśmy, dźwigaliśmy cały nasz ekwipunek na plecach. Momentami było ciężko, ale poznaliśmy fantastycznych ludzi, niezapomniane smaki różnych zakątków naszej ziemi oraz to co najważniejsze, staliśmy się dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi. Podczas naszej wyprawy wspólnie z mężem podjęliśmy się również pozaszkolnej edukacji naszych dzieci. W czasie tego bardzo intensywnego roku postanowiłam podjąć jeszcze jedno wyzwanie jakim był projekt “Fizjoterapia na końcu świata”. Chciałam napisać Wam w skrócie co udało mi się osiągnąć.
Jestem fizjoterapeutą od 13 lat. W Polsce pracowałam głównie z pacjentami ortopedycznymi i neurologicznymi. Ostatnie lata pochłonęła mnie praca z dziećmi, która przynosi mi dużo satysfakcji ale też skłania do ciągłego poszukiwania nowych mozliwości. Postanowiłam więc podczas naszej rodzinnej wyprawy odwiedzić rożne gabinety i zakłady fizjoterapeutyczne na świecie.
Założenia był następujące: poznać ludzi, którzy kochają to co robią i wymienić się z nimi doświadczeniami i problemami z jakimi borykają się fizjoterapeuci na całym świecie. Interesowała mnie również organizacja ich pracy, metody terapeutyczne oraz wyposażenie gabinetów.
Terapia w Boliwii
Swoją przygodę rozpoczełam w Boliwii w stolicy La Paz. Przez 3 dni miałam możliwość pracować z lokalnymi pacjentami. W Boliwii tylko nieliczni terapeuci kończą dodatkowe kursy, na które muszą wyjeżdzać do Meksyku lub Stanów Zjednoczonych Ameryki. Nie każdego też na nie stać. Wyposażenie gabinetow jest też bardzo skromne. W gabinecie miałam możliwość pracować z różnymi dziećmi, większość z nich były to naprawdę trudne przypadki. Dla mnie było to również spore wyzwanie językowe, ponieważ rozmawialiśmy głównie po hiszpańsku. Fizjoterapeutka którą poznałam miała ukończone międzynarodowe kursy i była również zainteresowana moim podejściem do pacjenta. To były bardzo ciekawe doświadczenia, które pozwoliły nam spojrzeć na pacjentów inaczej.
Dużym zainteresowaniem cieszyły się metody Bobath i Vojta, które prezentowałam na pacjentach oraz na samej terapeutce. Poza gabinetem był czas na prywatne rozmowy i zwiedzanie miasta. To jedna z tych pierwszych przyjaźni w podróży.
Kolumbia — przychodnia w Bogocie
Kolejnym krajem ujętym w projekcie była Kolumbia. W stolicy Bogocie odwiedziłam dużą przychodnię rehabilitacyjną. Przychodnia była podobna do naszych polskich, ale szczególnie zainteresowała mnie sala ergoterapii i podejście do powrotu pacjenta do pracy. Ilość różnych przedmiotów wykorzystywanych przez pacjenta na co dzień była imponująca. Z właścicielem przychodni udało nam się również wybrać w okoliczne góry. Mieliśmy więc okazję, żeby dłużej porozmawiać o problemach i wyzwaniach w naszej pracy.
Meksyk — bardzo nowoczesny
W Meksyku, a dokładnie w stolicy odwiedziłam nowoczesne centrum rehabilitacyjne. Byla to najlepiej rozwinięta placówka rehabilitacyjna wśród tych które udało mi się zobaczyć w Ameryce Łacińskiej. Bardzo dobry sprzęt oraz wykwalifikowana kadra miło mnie zaskoczyła. Testowaliśmy sprzęt i wymienialiśmy się umiejętnościami. Czas upłynął nam naprawdę szybko, a dzieci miały solidny trening.
Vancouver
Następnym punktem w mojej fizjoterapeutycznej przygodzie było miasto Vancouver w Kanadzie. Odwiedziłam tam 2 filie przychodni rehabilitacyjnej, która rozwija się bardzo prężnie. Największe wrażenie zrobiło na mnie wyposażenie sal i pomysły terapeutów. W związku z tym, że nie posiadałam odpowiedniego ubezpieczenia nie mogłam pracować z pacjentami, ale towarzyszyłam im w terapii, gdzie rozmawialiśmy o problemach i nowatorskich rozwiązaniach. Myślę, że to jest przykład w jakim kierunku powinna rozwijać się fizjoterapia w Polsce,
W Nowej Zelandii poznałam fizjoterapeutkę która w wieku 50 lat rozpoczęła studia z logopedii i aktualnie pracuje jako logopeda. Dzięki temu mogłyśmy poruszyć wiele ciekawych tematów. Próbowałam również umówić się na wizytę do szpitala, ale w związku z okresem świątecznym było to utrudnione.
Australia, czyli fizjoterapia wśród kangurów
W Brisbane w Australi również z powodu braku ubezpieczenia asystowałam przy terapii. Był jednak to czas bardzo owocny, mocno rozszerzający ogólne rozumienie fizjoterapii. Analizowaliśmy różne testy ułatwiające diagnostykę oraz poznałam autorski program leczenia zaparć u dzieci.
W planach wymiany doświadczeń miałam jeszcze Azję, ale tutaj jednak z braku czasu, ciężko było nawiązać odpowiednie kontakty. Głównym problemem był tam również język.
Fizjoterapeuci, których poznałam podczas podróży okazali się otwarci na wymianę doświadczeń, poświęcili mi swój cenny czas oraz podzielili się wiedzą i pacjentami. Poznałam fantastycznych ludzi, a doświadczenia, które zdobyłam na pewno zaowocują.