Lot z Wietnamu do Singapuru
Musimy przyznać, że długo oczekiwaliśmy na przylot do Singapuru. Trochę nam już się dłużył pobyt w Wietnamie, gdzie spędziliśmy prawie 30 dni, czyli tyle na ile pozwalała nam wiza. Jeszcze przed odprawą w Wietnamie okazało się, że na dziecięcych e‑wizach system wpisał, że mogą one być na terenie Wietnamu tylko 28 dni, a nie 30, jak to powinno być. My byliśmy 29 dni, więc o jeden dzień dłużej. Zostaliśmy zmuszeni więc odwiedzić na lotnisku służbę graniczną Wietnamu, która jak można się było spodziewać, nie okazała się zbyt miła. Nie bardzo chcieli nam ustąpić, jednak pewni swego, ostro walczyliśmy, że nie zapłacimy za zbyt długi pobyt, gdyż to nie nasza wina, że system źle wyznaczył datę na wydruku. Urzędnik nie był zbyt zadowolony, nawet krzyknął na nas, wziął wizy i poszedł. Po chwili wrócił, złożył podpis, odwrócił się na pięcie i poszedł. Udało się, mogliśmy teraz bez przeszkód wyruszyć do zupełnie innej rzeczywistości.
Do Singapuru lecieliśmy liniami Singapore Airlines. Lubimy te linie, można poczuć się jak w pierwszej klasie, mimo, że lecimy klasą ekonomiczną. Jak zwykle czysto i wygodnie. Jedzenie bardzo smaczne, dzieci są zachwycone. Kolejny lot i kolejne zabawki dla nich — inne niż miesiąc temu, kiedy również lecieliśmy tą linią.
Jesteśmy w Singapurze
Singapur przywitał nas wyjątkowo pogodnie, jednak z daleka widać już było małe zachmurzenie. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Kolejny kraj, kolejne doświadczenia i następny etap naszej podróży. Można powiedzieć, że chyba najczystszy patrząc na wszystko co nas w tym kraju otaczało.
Metro w Singapurze
Zaraz po przylocie udaliśmy się zakupić kartę na lokalne środki komunikacji — busy, metro MRT oraz kolej naziemną LRT, którą czasami można spotkać. Najpierw jednak sprawdziliśmy, czy będziemy musieli płacić za Kacpra. Aby to zobaczyć należy porównać wysokość dziecka z wzorcem i wtedy wiemy, czy jedziemy za darmo i czy musimy dla niego wyrobić kartę tzw. Concession Card. Jak widać okazał się, że Kacper był większy niż 90cm i młodszy od 7 lat. Oznacza to, że nie płacimy za niego, jednak musimy wyrobić dla niego bezpłatną kartę dziecięcą.
Za resztę naszej ekipy musieliśmy już zapłacić. Karta turystyczna na 2 dni kosztuje 16S$ + dodatkowa opłata 10S$ za kartę, która zostanie nam zwrócona w ciągu 5 dni od momentu oddania karty. Z naszych wyliczeń i z praktyki polecamy tę kartę, bo znacznie ułatwia poruszanie się po kraju oraz co ważne jest dużo bardziej ekonomiczna niż kupowanie pojedynczych biletów. Kartę taką można doładować dowolną kwotą — min. 10S$. Każdy przejazd kupiony kartą jest znacznie tańszy od biletu jednorazowego.
Co ciekawe w większości metra w Singapurze świetnie zostało rozwiązane pokazanie, gdzie jesteśmy i jak daleko jest do naszej stacji docelowej. Mamy tutaj diody, które bardzo czytelnie informują o naszym położeniu. Widzieliśmy już coś takiego w Polsce, jednak było bardzo mało czytelne. Tutaj to po prostu bajka.
Kacper bardzo polubił jazdę z przodu lekkiej kolejki (LRT), czuł się czasami jak na prawdziwym roller coasterze w zwolnionym tempie.
Gościna w Singapurze
W Singapurze udało nam się nocować u rodziny z trójką dzieci. Lubimy takie spotkania. Dzieci mogą poznać nowych znajomych, pobawić się w nowe gry i zabawy oraz podszkolić język. Nie inaczej było i tym razem. Spędziliśmy tam miło i sympatycznie czas, pomimo, że do centrum mieliśmy naprawdę dość daleko. Co ciekawe, numeracja mieszkań w Singapurze jest ciut inna od tej , którą znamy z naszego podwórka. Tutaj adres typu: 123, Choa Chu Kang Street 11, #03–43 oznacza ulicę Choa Chu Kang numer 11, blok numer 123, piętro 3 i mieszkanie numer 43. Ciekawe co ?
Poznaliśmy również nową grę - Oshello. Kacper i chłopczyk z Singapuru bardzo lubili w nią grać.
Obdarowaliśmy też dzieciaki prezentami z Polski — między innymi trzebnickim kotem.
Little India w Singapurze
Jak sama nazwa wskazuje to prawdziwe Małe Indie w Singapurze. Pokochaliśmy posiłki w tej dzielnicy — po prostu palce lizać. Bardzo smakuje nam kuchnia indyjska, czekamy tylko co będzie jak pojedziemy do tych dużych — prawdziwych Indii 🙂 Znajdują się tutaj świątynie hinduskie i wiele sklepów z pamiątkami związanymi z tamtejszą kulturą. Przeczytaliśmy już kilka książek na jej temat, jednak cały czas mamy wrażenie, że to wciąż chyba zdecydowanie za mało.
Spacerując po dzielnicy Little India można natknąć się na takie piękne murale. Poniżej kilka z nich.
Kuchnia indyjska w Singapurze
Jedliśmy, smakowaliśmy i byliśmy zachwyceni. Super jedzenie w dobrych cenach jak na Singapur. Próbowaliśmy m.in. takich smakołyków jak idli, chapati, czy świetne placuszki naan z czosnkiem.
Najpierw jednak trzeba było umyć ręce przed jedzeniem. Takiej miejsce znajduje się na targu, więc nie ma z tym żadnych problemów. Większość potraw bowiem jedliśmy bez użycia sztućców.
Troszkę spalony placuszek czosnkowy. Mimo wszystko został szybciutko zjedzony 🙂
Naszym numerem jeden, jeśli chodzi o napoje były herbatki Teh Halia (imbir) oraz Teh Masala. Cud, po prostu cud , polecamy każdemu — piliśmy do każdego posiłku. Nasz numer jeden, jeśli chodzi o rozgrzewające napoje podczas naszej podróży dookoła świata. Poniżej zdjęcie z naszym herbacianym mistrzem.
Spacerując po małych Indiach można spotkać również wielu krawców. My nie potrzebowaliśmy nic szyć, natomiast musieliśmy zmierzyć Oliwkę, bo tuż po powrocie do domu będzie miała Komunię, a wymiary musieliśmy wysłać jak najszybciej. Pożyczyliśmy więc miarkę od lokalnego krawca i siup wszystko się udało.
Rodzinne spotkanie w Singapurze
Czasami zdarza się tak, że rodzinę można spotkać nie tylko w Polsce. Tym razem nas spotkała taka sympatyczna możliwość. Nasze kuzynostwo z Londynu oraz wujostwo z Polski przyjechało właśnie na wypoczynek w tą część świata. Udało nam się tak synchronizować plany, że spotkaliśmy się właśnie w Singapurze. Przyjemna wizyta, a dzieciaki mogły pobawić się z już niedługo trzyjęzyczną kuzynką Eli — ta to jest szczęściara 🙂
Kolacyjkę zjedliśmy wspólnie na chińskim targu, gdzie znowu próbowaliśmy nowych smaków. Udało się — trafiliśmy doskonale.
Gardens by the Bay w Singapurze
Gardens by the Bay to niesamowite, nowoczesne ogrody botaniczne wraz z dwiema olbrzymimi kopułami w których zamknięto przeróżne drzewa i rośliny. Co więcej w ogrodzie znajdziemy również wiele futurystycznych wież, które ciekawie komponują się z otaczającą zielenią.
Rodzice z dziećmi w parku mogą znaleźć ciekawy tor przeszkód oraz wspaniały darmowy park wodny, gdzie można się zupełnie za darmo wyszaleć. Nasza Oliwia byłą przeszczęśliwa. Wybawiła się jak nigdy. Szkoda tylko, że Kacper nie mógł jej towarzyszyć — wszystko przez jeszcze nie zagojoną raną przez włożoną w szprychy nogę.
Wieczorem można posłuchać 15 minutowego pokazu świateł i dźwięków. Trzeba przyznać, że robi to niesamowite wrażenie. Zrobione na styl muzykalnych fontann, tyle, że tutaj fontanny zastąpione zostały przez wspomniane wcześniej wieże.
colonial district, chinatown i CBD
W Colonial District znajdziemy wiele brytyjskich pozostałości, warto pokrzątać się trochę i samemu poszukać swoich perełek. Chinatown w Singapurze na pierwszy rzut oka wydaje się aż nazbyt nowoczesna, jednak wystarczy zejść z obleganych uliczek i miejsc, aby zobaczyć jej prawdziwe serce. Potrawy wyjątkowo dobre i tanie, ale trzeba się troszkę naszukać — najlepsze na rogu ulicy z restauracjami — na drugim piętrze budynku. W CBD jak można się spodziewać biznes goni biznes — olbrzymie budynki i interesy na każdym kroku. Poniżej galeria zdjęć z tych niesamowitych miejsc wraz z wspaniałymi lodami, których po prostu nie mogliśmy sobie odmówić.