Targ na torach w Tajlandii to jeden ze smaczków, które udało nam się odwiedzić tuż po opuszczeniu Bangkoku. Znajduje się on około 70km na południowy zachód od stolicy Tajlandii. Dojechać można do niego na wiele sposobów. My natomiast wybraliśmy dojazd pociągiem, aby na własnej skórze przekonać się, że pociągiem w zatłoczony targ naprawdę da się wjechać.
Pociąg to jeden z naszych ulubionych środków transportu. W Tajlandii pociągi są dosyć tanie, więc podróżowanie nimi ma kolejny atut. Co ciekawe dojechanie do tego targu nie jest takie proste. Aby tam dotrzeć należy przejechać dwoma pociągami oraz jednym promem. Zdaliśmy sobie sprawę z tego faktu patrząc na mapę i zastanawiając się jak tam dojechać. Naszą podróż rozpoczęliśmy od udania się na południowy dworzec kolejowy Wongwian Yai. Na początku kupiliśmy bilet do pierwszej miejscowości Mahachai, który kosztował nas 10THB (1zł) od osoby — dzieci nie płaciły.
Pociąg drugą klasą wyglądał, tak jak nasz polski pociąg.
Ruszyliśmy w drogę. Cały czas rozglądaliśmy się na lewo i prawo. Wypatrywaliśmy co ciekawego widać za oknami pędzącego pociągu.
Nie zawsze było pięknie, ale na pewno było ciekawie i różnorodnie. Po niespełna godzinie dojechaliśmy do ostatniej stacji — Machachai. Poniżej podajemy rozkład jazdy dla wszystkich zainteresowanych.
Zaraz po wyjściu z pociągu musieliśmy czym prędzej udać się na prom. Szliśmy dość szybko spoglądając na lewo i prawo, co ciekawego tym razem przykuje naszą uwagę na lokalnej ulicy. Ze wszystkich stron otaczały nas stragany z jedzeniem i wszystkim tym co potrzebne tutejszym mieszkańcom każdego dnia. Mahachai nie jest turystyczną miejscowością, więc żadnych pamiątek raczej tam nie znajdziemy.
Biegliśmy, biegliśmy i w końcu udało się. Znaleźliśmy miejsce skąd odpływa prom na drugą stronę rzeki Than Chin wpływającej bezpośrednio do Zatoki Tajlandzkiej. Bilet w jedną stronę kosztował 3THB (30gr) — dzieci nie płaciły.
Czas przeprawy wyniósł zaledwie kilka minut. Po drugiej stronie rzeki szybko opuściliśmy prom i pomaszerowaliśmy szybkim tempem na kolejny peron z którego mieliśmy bezpośrednio pojechać do Maeklong na nasz długo oczekiwany targ. Okazał się jednak, że albo za wolno szliśmy, albo po prostu ułożenie pociągów nie do końca jest ze sobą zgrane — spóźniliśmy się 15min. Nic nie mogliśmy poradzić — trzeba było czekać na następny pociąg. Bilet do Maeklong kosztował 10THB (1zł) — dzieci nie płaciły. Poniżej podajemy rozkład jazdy dla zainteresowanych.
Sama stacja kolejowa w Ban Laem wygląda dość interesująco. Wiele rodzin, które tam mieszka gotuje dania dla podróżnych dzięki czemu, nie płacąc dodatkowo za lokal, mogą zarobić na życie. Siedząc przy posiłku można mieć widoki wprost na mieszkanie właściciela 🙂 Czekając na następny pociąg postanowiliśmy zwiedzić miasto. Po drodze zobaczyliśmy pracę nad nową Świątynią Buddy, która pewnie niebawem stanie się dumą tutejszych mieszkańców. Pracownicy starannie wykonywali swoją pracę. Z daleka i z bliska efekty były imponujące.
Spragnieni kosztowaliśmy kokosów oraz dzieciaki dostały możliwość zasiąść za sterami lokalnych tuk-tuków, które akurat tutaj wyglądają ciut inaczej i są bardzo kolorowe.
W drodze powrotnej okazało się, że jedna z dziewczynek z miasta ma właśnie urodziny. Obchodziła je w rodzinnym gronie tuż przy ulicy. Kiedy zobaczyła nasze dzieciaki obdarowała je cukierkami. My nie pozostaliśmy dłużni, podarowaliśmy jej to co mieliśmy — gadżety z Gminy Trzebnicy. Wszyscy byli bardzo zadowoleni.
Wróciliśmy na peron. Poczekaliśmy jeszcze kilkanaście minut i pociąg przyjechał. Byliśmy uradowani. Teraz pozostało tylko z niecierpliwością poczekać na targ, który już niebawem miał ukazać się naszym oczom. Kiedy dojeżdżaliśmy do stacji Maeklong, cały czas było słychać jak pociąg informuje o swoim przyjeździe. Wyjrzeliśmy przez okno i już mogliśmy zobaczyć wiele osób stojących zaledwie kilkanaście centymetrów od pociągu.
Dużo lepszym widokiem jest jednak zobaczenie, jak wygląda cały proceder składania targu tuż przed nadjeżdżającym pociągiem. Informacje o nadjeżdżającym pociągu można usłyszeć z głośników w dwóch językach — tajskim oraz angielskim. Następnie po kilku minutach słychać już pociąg. Ludzie zaczynają szukać miejsca gdzie mogą się ukryć. Na płytach wokół torów namalowane są czerwone linie oznaczające bezpieczną odległość od pociągu. Wszystko jednak idzie dość sprawnie i po kilku minutach życie na targu wraca do normalności.
Poniżej filmik z momentu wjazdu pociągu na targ.
Wracając po trzech dniach z miejscowości Maaeklong, staliśmy z Kacprem z przodu pociągu. Maszynista otworzył nam drzwi i wprowadził do miejsca, gdzie z samego czoła pociągu mogliśmy patrzeć na cały targ. Co więcej chwilę po ruszeniu pociąg zatrzymał się, a lokalny sprzedawca z targu dał maszyniście dwa lody. Jeden z nich podarował Kacprowi — był on bardzo zadowolony.