Bogota była jedną z tych stolic w której spędziliśmy dość dużo czasu podczas naszej podróży. Cały tydzień był dość intensywny — nie tylko zwiedzanie, ale również spotkania z mieszkańcami stolicy i inne sprawy, które musieliśmy załatwić na miejscu.
Podczas pobytu mieszkaliśmy u kolumbijskiej rodziny, w bardzo spokojnej dzielnicy. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż to gdzie się mieszka w metropolii może mieć kolosalne znaczenia na postrzeganie danego miejsca.
Dzieci podczas naszych przerw w zwiedzaniu spędzały czas na nauce i zabawie. Warunki miały bardzo dobre — prawie jak w domu.
Podczas dni obchodów Święta Niepodległości Kolumbii wybraliśmy się na piknik do parku oraz wyruszyliśmy na górę Monserrat, aby zobaczyć znajdujący się tam kościół oraz podziwiać Bogotę z wysokości. Widoki były niesamowite. Na samej górze można również pospacerować po straganach oraz dobrze się najeść — tuż za straganami znajduje się pokaźna liczba miejscowych stoisk z jedzeniem. Droga na Monserrat jest bardzo dobrze oznakowana i w większości wybrukowana, dzięki czemu dotarcie do celu nie stanowi żadnych problemów. Trudno powiedzieć kiedy lepiej jest odwiedzić to miejsce — w weekendy i święta jest dużo ludzi, a w tygodniu jest niebezpiecznie (zostaje tylko wjazd i zjazd kolejką).
Bogota jest miastem, które wydaje się być bardzo przyjazne rowerzystom — widzieliśmy tam wiele szlaków rowerowych. Jeśli jednak ktoś nie lubi rowerów i stanie w korkach też nie jest jego ulubionym zajęciem może skorzystać z czegoś co nazywane jest TransMilenio. Jest to bardzo szybka linia autobusowa, która bardzo upraszcza komunikację po mieście — jest to jakby uboga wersja metra. Używaliśmy jej wielokrotnie, zawsze przejazd był płynny i szybki, jedynym problemem, który często się pojawiał był tłok na przystankach i w autobusach.
Bogota jest jednym z tych miast, gdzie centrum historyczne nie jest niczym specjalnym. Mimo wielu zabytków, które można tam znaleźć, wspaniałych muzeów — np. Muzeum Złota, które jest po prostu niesamowite (olbrzymia ilość eksponatów), władze jakby nie do końca dbają o jego wygląd zewnętrzny. Główny plac jest po prostu brzydki, a jego najbliższe okolice również. W okolicach samego centrum ważne jest, aby wiedzieć gdzie się idzie — kilka przecznic w złą stronę i może być już naprawdę niebezpiecznie.
Nasze dzieci, a szczególnie Oliwka była zachwycona Muzeum Botero — kolumbijskiego artysty malarza i rzeźbiarza. Zmuszeni byliśmy robić zdjęcia każdemu obrazowi — było naprawdę przesympatycznie. Po samym centrum zostaliśmy oprowadzani przez kolumbijską parę, która poświęciła nam swój dzień, aby pokazać i opowiedzieć jak najwięcej o ich mieście — super dziękujemy!
Tego dnia oprócz samej kawy speciality udało nam się jeszcze spróbować lokalnych przysmaków na mieście, które zostały nam polecone przez mieszkańców.
Wieczorem natomiast zostaliśmy zaproszeni na niecodzienne wydarzenie — wieczorek muzykalny u jednej z kolumbijskich rodzin. Uwierzcie — było niesamowicie.
Nasz przedostatni dzień w Bogocie, to wizyta w dzielnicy Usuaquen. Tuż przed nią jednak odwiedziliśmy kolejnego mieszkańca Bogoty — panią Fenny, która zaprosiła nas do siebie na śniadanie, a potem wraz z naszym gospodarzem panią Anną wyruszyliśmy na zwiedzanie nieznanej nam jeszcze dzielnicy. Usuaquen było wcześniej osobnym miastem, które zostało wchłonięte przez Bogotę dopiero w 1954 roku. Co ciekawe będąc tam można odnieść wrażenie, że naprawdę jest się w zupełnie innym miejscu niż Bogota. Bardzo miło wspominamy nasz czas w tej dzielnicy.
Na koniec mała ciekawostka z Bogoty. Wyobraźcie sobie, że niedaleko centrum znajduje się ogromny plac przeznaczony TYLKO dla policyjnych koni. Bardzo interesująco to wygląda jadąc autobusem, kiedy w pewnym momencie kończy się zabudowa i widać olbrzymią zagrodę dla koni. Za chwilę zabudowa znowu się rozpoczyna i miasto dalej wygląda tak jak wcześniej.
Po więcej zdjęć odsyłamy do galerii.