Nastał czas, aby opuścić Tajlandię. Była to bardzo szybka decyzja. Po dojechaniu do Chiang Rai, które wydało nam się niezbyt ciekawym miejscem, udaliśmy się czym prędzej do Białej Świątyni — Wat Rong Khun, gdzie podziwiając niezwykły majstersztyk tajskiego artysty, weszliśmy do zupełnie innego świata. Świątynia została wybudowana w roku 1997, czyli nie tak dawno. To co nas w niej zaskoczyło i strasznie zdziwiło to nie tylko ciekawy i jakże odmienny wygląd zewnętrzny, ale również to co spotkaliśmy wewnątrz. W środku zamiast tradycyjnych malunków przedstawiających życie Buddy, spotkać można nowoczesne sceny reprezentujące samsarę. Znajdziemy tutaj samolot uderzający w dwie wierze w USA, elementy z filmu Matrix, Supermana, Żółwie Ninja, Elvisa, Hello Kitty. Odnosi się wrażenie, że wnętrze tej świątyni, to ciągły proces twórczy. Kto wie, co nowego będzie można zobaczyć tam za 10–20lat…
W środku nie można robić zdjęć, więc wszystkich ciekawych zapraszamy do Tajlandii.
Obok świątyni zobaczyliśmy również walki kogutów. Przed wejściem na arenę, koguty czekają w drucianych klatkach porozkładanych wzdłuż ulicy. Wygląda to bardzo interesująco, Tajowie z niecierpliwością czekają na wynik walki.
Po powrocie do Chiang Rai ruszyliśmy wprost do granicy z Laosem. Wkrótce czeka nas wielka przygoda — dwudniowa podróż łodzią rzeką Mekong do Luang Prabang.