Vancouver
Naszą przygodę z Kanadą rozpoczęliśmy w Vancouver. Miasto urzekło nas swoją bliskością z naturą. Morze i góry w zasięgu ręki, a zimą stoki narciarskie. W samym centrum są parki w których można aktywnie spędzić czas. Ciekawe trasy, wiszące mosty i przyroda kusi każdego turystę. Życie w Vancouver jest bardzo drogie, przede wszystkim ze względu na ograniczone możliwości terenów pod zabudowę — można powiedzieć, że wręcz niemożliwe. Miasto więc rośnie w górę, powstają nowe wieżowce których cena często dostępna jest tylko dla tych najbogatszych. Oprócz problemu z rozbudową, miasto ma również ogromny kłopot z narkomanami. Utworzono miejsce bezpłatnej iniekcji 24h na dobę. Oznacza to, że każdy kto chce, może podejść i dokonać iniekcji w higienicznych warunkach. Nikt nie pyta skąd dana osoba ma narkotyki — tę kwestię zostawia się na boku. Rozmawiając z mieszkańcami Vancouver, ten temat okazuje się bardzo delikatny i zdania są tutaj podzielone. Dla dzieci mamy nadzieję, że była to szkoła życia. Widoki naprawdę dramatyczne.
Whistler
Na północ od Vancouver znajduje się wyjątkowo pięknie położone miasteczko — Whistler. Dojazd do miasta prowadzi niezwykle malowniczą drogą — bardzo przypominała nam krajobrazy z Norwegii.
Miasto przyciąga turystów cały rok. Zimą doskonale przygotowane stoki kusza miłośników narciarstwa.
Canadian Rockies
Jednym z naszych głównych celów były Góry Skaliste — w Kanadzie Canadian Rockies. Odwiedziliśmy tam Jasper i Banff Nacional Park (Parki Narodowe). W samym Jasper czuliśmy się jak miłośnicy narciarstwa, ale bez sprzętu. Śniegu nasypało tyle, że śmiało można było poszusować przez jeden dzień. Oczywiście taka pogoda zaskoczyła nie tylko ludzi, ale również zwierzęta. Dla nas była to też szkoła przetrwania w naszym namiocie. Pokazuje to jak nasze zdrowie zależy od naszej psychiki. Nawet katar nas nie dopadł.
W tym czasie zaczęło się rykowisko — można było zobaczyć i usłyszeć ryczące jelenie.
W parkach też są misie Grizzly i Czarne niedźwiedzie . Te pierwsze mięsożerne. Mogą być niebezpieczne. Czarne niedźwiedzie głownie jedzą owoce leśne. Jedne i drugie mogą odwiedzić turystów na campingu, dlatego trzeba odpowiednio zabezpieczać jedzenie w aucie, lub schować do specjalnych skrzynek, jeśli są dostępne na campingu. Na szlakach trzeba się zachowywać głośno, rozmawiać, śpiewać. My mięliśmy też doczepione specjalne dzwoneczki(podobno nie działają 🙂 ). Zakupiliśmy również specjalny spray na misie. Repelent można użyć tylko w przypadku realnego zagrożenia. Ciekawa jest też głośna trąbka która ma ogłuszyć misia. Byliśmy więc właściwie przygotowani. W parkach są też kojoty i wilki. Dzieci więc nie powinny biegać po lesie same. Wszystko to brzmi niebezpiecznie, ale w praktyce to wielka przyjemność maszerować po szlakach parku. Jak na czas poza sezonem sporo osób mijaliśmy na trasach i na campingach też nie byliśmy sami:) Liczba szlaków jest imponująca, mamy do wyboru nie tylko trasy jednodniowe, ale również wielodniowe (wystarczy wtedy wystąpić o pozwolenie na nocleg na dziko).
Po kilku dniach słoneczna pogoda wróciła i mogliśmy kontynuować dalej naszą podróż. 2 dni spędziliśmy w pralni na kawie. Bardzo fajne miejsce — pracuje tam Czeszka. Można się wykąpać, wyprać pranie i wypić pyszną kawę. Oliwka pilnie się uczyła a my korzystaliśmy z internetu.
W Canadian Rockies jedną z najlepszych atrakcji jest trasa pomiędzy Jasper i Banff. Aby ją pokonać musieliśmy czekać całe 2dni w związku z niesprzyjającą pogodą — było warto! Droga ta uznawana jest za jedną z najlepszych tras widokowych na świecie — urzekła nas niesamowicie. Była to prawdziwa perełka. Trasa ciągnie się przez około 200km, a widoki zapierają dech w piersiach naprawdę przez cały czas.
Calgary
Po 10 dniach spędzonych w górach dotarliśmy do Calgary. Mieszkaliśmy u wspaniałej rodziny z dziećmi. Mieliśmy okazję porównać naszą edukację ponieważ ku naszemu zaskoczeniu dzieci (4 klasa) nie miały podręczników do nauki i nigdy nie mają zadań domowych. Codziennie w szkole uczą się 7.30h. Robią notatki w zeszytach i malują obrazki sami. Nie przywiązują też uwagi do jakości pisma. Wszystko po to, żeby nauka sprawiała przyjemność. Pomimo bariery językowej, dzieci spędziły niesamowite chwile z rówieśnikami.
W poniedziałek odwiedziliśmy też downtown Calgary. Informacje przekazane nam przez mieszkańców miasta całkowicie się potwierdziły. Kryzys na rynku paliwa i gazu zrobił swoje. Wiele ludzi straciło pracę, ceny nieruchomości lecą w dół, a centrum miasta wyglądało jak miasto duchów — bardzo mało ludzi, mimo, że byliśmy tam w czasie, kiedy całe centrum powinno tętnić życiem.
W centrum udaliśmy się również do polskiej kawiarni “Kawa”. Nie udało nam się jednak spotkać z właścicielami. W środku cały personelem to Chińczycy.
Wracając do USA odwiedziliśmy dawne ranczo - muzeum Bar U Ranch. Kiedyś było tu 40 000 krów. Na każde 20000 przypadało 15 kowbojów. Na początku pojechaliśmy bryczką w pole, aby zobaczyć i posłuchać jak kiedyś to miejsce tętniło życiem. Można było obejrzeć narzędzia, maszyny, domy. Uczyliśmy się używać lasso i próbowaliśmy doić krowę, dzieci mogły też zrobić własne uszy królika. Cała przygoda pochłonęła nas na 3 godziny. Z wielką pasją opowiadali nam o tych dawnych czasach pracownicy muzeum.
Pomimo tego, że Kanada pod względem pogody nie była dla nas łaskawa, to kraj ten na zawsze pozostanie w naszej pamięci. Ciekawi ludzie, wspaniałe krajobrazy urzekły nas na tyle, że na pewno tu jeszcze wrócimy!