Na ekwadorskim wybrzeżu udało nam się pobyć dośc krótko. Zaledwie trzy dni, jednak spędzone dośc aktywnie. Zaczęliśmy naszą przygodę w Guayaguil, gdzie dotarliśmy z miejscowości Cuenca. Podróż była naprawdę cudowna – widoki zapierały dech w piersiach. Kochamy te ekwadorskie krajobrazy – są po prostu cudne. Miasto Guayagulli okazało się dość drogie i ciężko było znaleźć nocleg w którym nie będziemy musieli dodatkowo płacić za dzieci. W końcu udało się, jednak okolica nie zachęcała do nocnych spacerów. W takiej sytuacji postanowiliśmy tuż po zameldowaniu w hotelu pokazać dzieciom iguany. Co prawda już je widzieli wcześniej w Kostaryce, jednak tutaj są ich dziesiątki. Można je karmić, głaskać – coś niesamowitego, prawdziwa gratka dla dzieci. Tak też właśnie było – Kacper i Oliwka byli zachwyceni, pytali ciągle, czy jutro też tu przyjdziemy…
Oprócz samych iguan udało nam się tego dnia jeszcze odwiedzić sąsiadujący z nimi Kościół oraz pospacerować po sławnej promenadzie. Było bardzo przyjemnie, dzieci jak zwykle wzbudzały zainteresowanie, a dzięki kilku zdjęciom z tubylcami dostali od nich w nagrodę nawet lody. Ucieszeni i trochę zmęczeni wróciliśmy do hostelu, aby przygotować się do kolejnego punktu naszej podróży po wschodnim Ekwadorze – Puerto Lopez.
Puerto Lopez, to bardzo ładnie położona mieścina tuż nad oceanem. Położona i tylko położona – całe miasto, to zupełnie nic ciekawego i gdyby nie możliwość zobaczenia z bliska wielorybów pewnie nigdy byśmy tam nie dotarli.
Na miejscu wykupiliśmy wycieczkę na której mieliśmy podziwiać te piękne ssaki. Widoki były nieziemskie, to wspaniałe uczucie zobaczyć z bliska te piękne i olbrzymie ssaki. Urywki, które udało nam się nagrać możecie zobaczyć na załączonym filmiku.
W Puerto Lopez urzekła nas również kuchnia – to tam jedliśmy jak do tej pory najlepsze ceviche. To ekwadorskie wygląda i smakuje troszkę inaczej niż peruwiańskie. Jest “na mokro” — zamoczone w zalewie.