Meksyk był naszym pierwszym państwem z którego wysłaliśmy paczkę z podróży. Musieliśmy to zrobić głównie po to, aby jeszcze bardziej odchudzić nasz bagaż. Podróżuj lekko, to nasze motto…
To miała być dłuższa podróż. Przejechanie z Tulum do Gwatemali nie jest krótkie — trzeba spędzić sporo czasu w autobusach, mimo, że odległość nie jest aż taka wielka.…
Jukatan
Jukatan był dokładnie taki jak przewidywaliśmy — drogi i mega turystyczny. Gdyby nie kilka miejsc które chcieliśmy odwiedzić chyba nie zapuścilibyśmy się w te rejony. Na Jukatanie spędziliśmy dziewięć dni. Przez ten czas byliśmy w miejscach magicznych i niesamowitych, chociaż czasami czuliśmy się jak na Krupówkach.
Cancun
Nasze wojaże rozpoczęliśmy od Cancun, miejsca do którego przyjeżdżają tysiące turystów z całego świata. Plaże, które można tam spotkać są naprawdę niesamowite, chociaż śmiało moglibyśmy podać przykłady, które biją na głowę tutejszy błękit Morza Karaibskiego. Spędziliśmy na plaży poranek i wieczór danego dnia i było to w zupełności wystarczające.
W Cancun gdyby nie ich malutkie lokalne centrum, które udało nam się odnaleźć nigdy nie poczulibyśmy ani grama meksykańskiego klimatu. Doskonałe lokalne jedzenie i bardzo mało — zaledwie garstka turystów. Mamy nadzieję, że prawdziwy Meksyk uda nam się jeszcze odnaleźć — szczególnie w stolicy i na południu kraju.
Chitzen Itza I Valladolin
Do Chitzen Itza dotarliśmy z Valladolin — miejscowości położonej zaledwie 40min drogi od naszego pierwszego miasta Majów.
Miasto jest dość małe, ale bardzo spokojne i sympatyczne. Dobrą kuchnię znaleźliśmy na samym końcu pawilonu znajdującego się tuż obok centralnego parku. Szef kuchni i właściciel niebywale dobrze znał się na tym co robi. Poniżej kilka zdjęć z jego dzieł. Dzieci były zadowolone — zarówno pierwsze, jak i drugie danie bardzo im smakowało.
Chitzen Itza powitaliśmy z samego rana jako jedni z pierwszych. Byliśmy przy tym bardzo głodni — rano w Valladolin nie mogliśmy nic kupić, gdyż wszystkie sklepy były pozamykane. Za nasz głód i brak prowiantu zapłaciliśmy bardzo słono. Wszystko było strasznie drogie — spróbujcie sobie wyobrazić, że dla przykładu za samo zostawienie bagażu (2szt) zapłaciliśmy 200 peso, czyli jakieś 45zł….
Same miasto Majów naprawdę zrobiło na nas olbrzymie wrażenie, a samą ich kulturę będziemy chcieli jeszcze bardziej zgłębić. To co ujmuje uroku temu miejscu to olbrzymie ilości turystów oraz dziesiątki kramów z pamiątkami rozłożonymi na każdej ścieżce. Oliwka podczas naszej rozmowy z jednym ze sprzedawców dostała od niego kalendarz Majów wraz z wyjaśnionym systemem liczbowym (20).
Cały kompleks to wspaniała historia, wiele jednak zostało jeszcze do wyjaśnienia. Jedną z ciekawostek dotyczących Majów jest fakt, iż grali oni w piłkę. Nie była to piłka nożna — do gry używali jedynie bioder i górnej części ud. Na pewno ciekawym doświadczeniem jest zobaczenie na własne oczy “schodzącego smoka”, ale ten fenomen można zobaczyć tylko w określonym czasie.
Cozumel
O tej wyspie, która słynie z przepięknej rafy koralowej napisaliśmy już tutaj. Mamy nadzieję, że uda nam się tam jeszcze trafić, bo rafa na Cozumelu jest naprawdę niesamowita, a nam zostało jeszcze wiele do odkrycia.
Tulum I Majowie
Do Tulum dotarliśmy wprost z Cozumela. Było dość późno i znalezienie noclegu zajęło nam trochę czasu. Ostatecznie spaliśmy w całkiem nowym hostelu w dormitorium. Kacper był bardzo zadowolony, gdyż nad naszymi głowami chodziła różowa jaszczurka. Była z nami przez cały czas — mamy nadzieję, że tęskni za nim tak jak on…
W Tulum odwiedziliśmy portowe miasto Majów. Mimo, że było bardzo małe wywarło na nas duże wrażenie. Jakie to musiało być niesamowite i zastanawiające, kiedy to Hiszpanie podpływając do miasta zobaczyli fort, który miał tylko trzy mury obronne — z tyłu i po bokach. Żadnej obrony od strony morza. Co więcej jego położenie w błękicie morza przy pięknej plaży musiało być dla nich niesamowite.
Cenoty — nowe i piękne doświadczenie
To było nasze kolejne ciekawe doświadczenie na Jukatanie. Pływanie w cenocie to często pływanie w zalanej wodą jaskini. Wyobraźcie sobie, że zalewacie wodą jaskinię i zaczynacie tam pływać. Taka woda tutaj na Jukatanie w cenotach jest wyjątkowo czysta i błękitna. Doskonale widać tutaj nie tylko formacje skalne, ale również rybki i dno, które czasami jest naprawdę głęboko. Oliwce bardzo się podobało, jednak było tam dla niej trochę za zimno. Kacper natomiast w wodzie wytrzymał jedynie chwilkę.
Cozumel był podczas naszej podróży jednym z miejsc, które musieliśmy odwiedzić. Nadrzędnym celem było doświadczenie nurkowania na rafie koralowej. Do tej pory nurkowaliśmy tylko w zbiornikach zamkniętych, a…
Poniżej zamieszczamy galerię zdjęć z Bogoty, którą odwiedziliśmy podczas naszej podróży dookoła świata.
Bogota była jedną z tych stolic w której spędziliśmy dość dużo czasu podczas naszej podróży. Cały tydzień był dość intensywny — nie tylko zwiedzanie, ale również spotkania z mieszkańcami stolicy i inne sprawy, które musieliśmy załatwić na miejscu.
Podczas pobytu mieszkaliśmy u kolumbijskiej rodziny, w bardzo spokojnej dzielnicy. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż to gdzie się mieszka w metropolii może mieć kolosalne znaczenia na postrzeganie danego miejsca.
Dzieci podczas naszych przerw w zwiedzaniu spędzały czas na nauce i zabawie. Warunki miały bardzo dobre — prawie jak w domu.
Podczas dni obchodów Święta Niepodległości Kolumbii wybraliśmy się na piknik do parku oraz wyruszyliśmy na górę Monserrat, aby zobaczyć znajdujący się tam kościół oraz podziwiać Bogotę z wysokości. Widoki były niesamowite. Na samej górze można również pospacerować po straganach oraz dobrze się najeść — tuż za straganami znajduje się pokaźna liczba miejscowych stoisk z jedzeniem. Droga na Monserrat jest bardzo dobrze oznakowana i w większości wybrukowana, dzięki czemu dotarcie do celu nie stanowi żadnych problemów. Trudno powiedzieć kiedy lepiej jest odwiedzić to miejsce — w weekendy i święta jest dużo ludzi, a w tygodniu jest niebezpiecznie (zostaje tylko wjazd i zjazd kolejką).
Bogota jest miastem, które wydaje się być bardzo przyjazne rowerzystom — widzieliśmy tam wiele szlaków rowerowych. Jeśli jednak ktoś nie lubi rowerów i stanie w korkach też nie jest jego ulubionym zajęciem może skorzystać z czegoś co nazywane jest TransMilenio. Jest to bardzo szybka linia autobusowa, która bardzo upraszcza komunikację po mieście — jest to jakby uboga wersja metra. Używaliśmy jej wielokrotnie, zawsze przejazd był płynny i szybki, jedynym problemem, który często się pojawiał był tłok na przystankach i w autobusach.
Bogota jest jednym z tych miast, gdzie centrum historyczne nie jest niczym specjalnym. Mimo wielu zabytków, które można tam znaleźć, wspaniałych muzeów — np. Muzeum Złota, które jest po prostu niesamowite (olbrzymia ilość eksponatów), władze jakby nie do końca dbają o jego wygląd zewnętrzny. Główny plac jest po prostu brzydki, a jego najbliższe okolice również. W okolicach samego centrum ważne jest, aby wiedzieć gdzie się idzie — kilka przecznic w złą stronę i może być już naprawdę niebezpiecznie.
Nasze dzieci, a szczególnie Oliwka była zachwycona Muzeum Botero — kolumbijskiego artysty malarza i rzeźbiarza. Zmuszeni byliśmy robić zdjęcia każdemu obrazowi — było naprawdę przesympatycznie. Po samym centrum zostaliśmy oprowadzani przez kolumbijską parę, która poświęciła nam swój dzień, aby pokazać i opowiedzieć jak najwięcej o ich mieście — super dziękujemy!
Tego dnia oprócz samej kawy speciality udało nam się jeszcze spróbować lokalnych przysmaków na mieście, które zostały nam polecone przez mieszkańców.
Wieczorem natomiast zostaliśmy zaproszeni na niecodzienne wydarzenie — wieczorek muzykalny u jednej z kolumbijskich rodzin. Uwierzcie — było niesamowicie.
Nasz przedostatni dzień w Bogocie, to wizyta w dzielnicy Usuaquen. Tuż przed nią jednak odwiedziliśmy kolejnego mieszkańca Bogoty — panią Fenny, która zaprosiła nas do siebie na śniadanie, a potem wraz z naszym gospodarzem panią Anną wyruszyliśmy na zwiedzanie nieznanej nam jeszcze dzielnicy. Usuaquen było wcześniej osobnym miastem, które zostało wchłonięte przez Bogotę dopiero w 1954 roku. Co ciekawe będąc tam można odnieść wrażenie, że naprawdę jest się w zupełnie innym miejscu niż Bogota. Bardzo miło wspominamy nasz czas w tej dzielnicy.
Na koniec mała ciekawostka z Bogoty. Wyobraźcie sobie, że niedaleko centrum znajduje się ogromny plac przeznaczony TYLKO dla policyjnych koni. Bardzo interesująco to wygląda jadąc autobusem, kiedy w pewnym momencie kończy się zabudowa i widać olbrzymią zagrodę dla koni. Za chwilę zabudowa znowu się rozpoczyna i miasto dalej wygląda tak jak wcześniej.
Po więcej zdjęć odsyłamy do galerii.
Gdyby nie niespodziewany zbieg okoliczności podczas naszej podróży, to nie odwiedzilibyśmy Sucre w Boliwii. Podczas naszej wizyty w Argentynie chcieliśmy przedostać się do Chile, jednak z powodu dużych opadów…
La Paz — nasza galeria zdjęć z podróży dookoła świata. W La Paz spędziliśmy kilka dni i naprawdę polubiliśmy tą stolicę. Zobaczcie sami na zdjęciach. Część zdjęć w…
Na ekwadorskim wybrzeżu udało nam się pobyć dośc krótko. Zaledwie trzy dni, jednak spędzone dośc aktywnie. Zaczęliśmy naszą przygodę w Guayaguil, gdzie dotarliśmy z miejscowości Cuenca. Podróż była naprawdę cudowna – widoki zapierały dech w piersiach. Kochamy te ekwadorskie krajobrazy – są po prostu cudne. Miasto Guayagulli okazało się dość drogie i ciężko było znaleźć nocleg w którym nie będziemy musieli dodatkowo płacić za dzieci. W końcu udało się, jednak okolica nie zachęcała do nocnych spacerów. W takiej sytuacji postanowiliśmy tuż po zameldowaniu w hotelu pokazać dzieciom iguany. Co prawda już je widzieli wcześniej w Kostaryce, jednak tutaj są ich dziesiątki. Można je karmić, głaskać – coś niesamowitego, prawdziwa gratka dla dzieci. Tak też właśnie było – Kacper i Oliwka byli zachwyceni, pytali ciągle, czy jutro też tu przyjdziemy…
Oprócz samych iguan udało nam się tego dnia jeszcze odwiedzić sąsiadujący z nimi Kościół oraz pospacerować po sławnej promenadzie. Było bardzo przyjemnie, dzieci jak zwykle wzbudzały zainteresowanie, a dzięki kilku zdjęciom z tubylcami dostali od nich w nagrodę nawet lody. Ucieszeni i trochę zmęczeni wróciliśmy do hostelu, aby przygotować się do kolejnego punktu naszej podróży po wschodnim Ekwadorze – Puerto Lopez.
Puerto Lopez, to bardzo ładnie położona mieścina tuż nad oceanem. Położona i tylko położona – całe miasto, to zupełnie nic ciekawego i gdyby nie możliwość zobaczenia z bliska wielorybów pewnie nigdy byśmy tam nie dotarli.
Na miejscu wykupiliśmy wycieczkę na której mieliśmy podziwiać te piękne ssaki. Widoki były nieziemskie, to wspaniałe uczucie zobaczyć z bliska te piękne i olbrzymie ssaki. Urywki, które udało nam się nagrać możecie zobaczyć na załączonym filmiku.
W Puerto Lopez urzekła nas również kuchnia – to tam jedliśmy jak do tej pory najlepsze ceviche. To ekwadorskie wygląda i smakuje troszkę inaczej niż peruwiańskie. Jest “na mokro” — zamoczone w zalewie.